Eko/bio/organic – czyli jak sprzedawać bardzo drogie pomidory.

02.11.2019 – 23:07

Taka już specyfika mojej aktywności na Facebooku, że dostaję reklamy wszelakich pseudonaukowych wynalazków. Ostatnio dostałam reklamę sieci sklepów Bio Family Supermarket” (link, pod którym można przeczytać jakie tam są ceny) sprzedającej “zdrową żywność” “bio”, “eko”, “organic” itd. oraz “alkaliczną wodę” i tym podobne pseudonaukowe cuda wianki.

Nie wiem, jak żywność może być niezdrowa, nieco kłóci się to z jej definicją. To, że jakaś żywność jest kaloryczna i nie można jej spożywać kilogramami, nie oznacza, że jest to żywność niezdrowa. Należy pamiętać, że Dosis facit venenum – dawka czyni truciznę i nawet czystą wodą można się zatruć. Paradoksalnie, zwłaszcza czystą wodą można się zatruć – dlatego nie powinniśmy pić wody destylowanej, co wynika z budowy szlaku renina-angiotensyna-aldosteron, nie będę się nad nim obecnie rozwodzić, gdyż mam w planach osobną notkę na ten temat.

Wróćmy jednak do “super żywności”. Ucięłam sobie krótką pogawędkę z administratorem:

By nie być gołosłowną, postanowiłam przejrzeć sobie trochę dokumentacji, wygląda na to, że EU nie rozróżnia “EKO” od “BIO” i “organic”, więc dalej będę się posługiwać pojęciem takim jak w przepisach, czyli organic (choć dla mnie to niepojętnie jak pomidor może być nieorganiczny, co powoduje, że nie oceniam zbyt pozytywnie wiedzy ogólnej tego, kto to wymyślił).

“[Ecobio] Certification enables your organic products to be commercialised within the European Union”

Pierwsze, na co natrafiłam to taka infografika:

Ciekawe rzeczy można znaleźć na tej grafice;

“The use of chemical pesticides […] is banned”

Bardzo ciekawe, po pierwsze chętnie bym zobaczyła, jakie to są niechemiczne pestycydy – ptaki? Rolnik zbierający szkodniki ręcznie? Jakieś grzyby? Ależ skąd! Żaden z powyższych nie został wymieniony w COMMISSION REGULATION (EC) No 889/2008 ANNEX II, który zawiera długaśną listę chemicznych pestycydów, z tym że nie są one syntetyczne. Np. azadirachityna izolowana z miodly indyjskiej. Oczywiście nikt nie wspomina, o tym, jak ona została wyizolowana, przypuszczam jednak, że stało się to w zautomatyzowanym procesie technologicznym w fabryce chemicznej w ilości wielu ton, a nie w komnacie alchemika-czarodzieja Merlina w ilości 100 g. Już nie wspominając, że to drzewo musi być gdzieś uprawiane, na co potrzebna jest dodatkowa ziemia, woda i inne zasoby – dużo ziemi, wody i innych zasobów. Za to syntetycznej azadirachityny używa się z powodzeniem w tzw. uprawach konwencjonalnych. To coś a la łódź Grety Thunberg – dopóki nie zużywa ona paliw kopalnych do zasilania napędu, to wszystko jest w porządku. Co z tego, że do jej wyprodukowania zostały one zużyte w wielkiej ilości, bo łódź jest wykonana z materiałów syntetycznych i niebiodegradowalnych, a załoga do jej obsługi była ściągana samolotami. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Należy im jednak oddać to, że w tym aneksie jest też dozwolona “broń biologiczna” w postaci “Micro-organisms (bacteria, viruses and fungi)”. Chciałabym przypomnieć, że to właśnie organiczna eko żywność była przyczyną masowego zatrucia w Niemczech, które pochłonęło ponad 30 istnień.

Po drugie, to, że coś jest naturalne np. wyizolowane z grzybów, nie oznacza, że jest lepsze czy zdrowsze od czegoś, co zostało wyprodukowane w fabryce chemicznej. Cyjanek jest naturalną substancją, ale nie możemy powiedzieć, że jest zdrowy i nadaje się jako dodatek do żywności prawda? Ba, procesy chemiczne w fabrykach są opracowywane, tak by ich wydajność była wysoka, by było niewiele produktów ubocznych i by zużywały one mniej energii – nawet jeśli jakiś “kapitalista” ma w nosie środowisko naturalne to i tak nie lubi wysokich rachunków za śmieci, za wodę czy za prąd. To już nie są lata siedemdziesiąte, kiedy można było sobie zakopywać odpady byle gdzie lub spuszczać do rzek, oczywiście jeśli jesteśmy w Europie, a nie Indiach czy Chinach.

Kolejnym ciekawym związkiem na tej liście jest rotenon, oczywiście również “naturalny”, izolowany z roślin. To jest tzw. dualizm moralny ekowojowników, bo kiedy w 2012 roku Seralini wydał kiepsko napisaną publikację z wynikami ze źle zaprojektowanego eksperymentu (która uległa retrakcji po wielkiej aferze), tyle że na temat związku Roudupu z nowotworami – to wszyscy oszaleli, a kiedy wydano całkiem przyzwoitą publikację o związku rotenonu z chorobą Parkinsona to przeszła ona praktycznie bez echa. Uwaga, obie publikacje były na szczurach lub myszach, którym podawano daną substancję i z żadnej z nich nie można wyciągnąć wniosku, że ta substancja może być szkodliwa dla ludzi…z tym że Caboni (ten od rotenonu) przynajmniej był w stanie wziąć tyle myszy, by uzyskać statystycznie wiarygodne wyniki…i nie były to myszy z naturalną skłonnością do choroby Parkinsona. Rotenon (taki “chemiczny”, a nie z roślin) stosuje się również w rolnictwie konwencjonalnym tak jak lwią część substancji wymienionych w tym aneksie.

Ciekawi mnie skąd wzięli “naturalny” “niechemiczny” wodorofosforan amonu, znany w Polsce jako Polifoska – bardzo popularny nawóz sztuczny, który trzeba stosować ostrożnie, gdyż może przenikać do wód gruntowych i dalej do zbiorników wodnych takich jak stawy i jeziora powodując ich eutrofizację (czyli nadmierne ubogacenie w składniki mineralne, co prowadzi do zarastania zbiorników oraz zakwitów glonów), a może nie jest on “naturalny” – w tabelce tego nie zaznaczono. Jego nadmierne stosowanie, zwłaszcza w pobliżu wód gruntowych lub zbiorników wodnych powoduje ich eutrofizację. Jest on stosowany w rolnictwie konwencjonalnym, a dzięki tym ohydnym “chemicznym” środkom, zwłaszcza chwastobójczym, stosuje się go tam dużo mniej – bo zamiast nawozić chwasty, nawozi się tylko uprawę. Warto też wspomnieć iż inne dozwolone nawozy to futra zwierząt, włosy, krew, kopyta itd. w różne odpady poprodukcyjne (Aneks I).

Co tam jeszcze ciekawego słychać w aneksie II do dyrektywy 889/2008? Na liście dozwolonych substancji są nieorganiczne sole metali ciężkich takich jak żelazo (wybija ślimaki), mangan (wybija grzyby i bakterie) czy miedź (wybija grzyby), sole glinu (tzw. aluminium, zapobiegają dojrzewaniu owoców), które w odróżnieniu od glifosatu nie rozkładają się szybko na nieszkodliwe substancje, tylko zalegają w glebie dziesiątki lat, dlatego w rolnictwie konwencjonalnym ich użytkowanie zostało zminimalizowane i zostały one zastąpione tą strrraszną chemią, etylen (przyspieszacz kwitnienia i dojrzewania), siarka (do wybijania grzybów i roztoczy oraz jako odstraszacz), siarczek wapnia (nieselektywnie wybija owady, w tym pszczoły, roztocze i grzyby), mydła, parafina i oleje mineralne (wybijają grzyby i roztocze) i wiele, wiele więcej. Wiecie, jak się nazywa substancje wybijające owady, roztocze i grzyby? Odpowiednio insektycydy, akarycydy i fungicydy, wszystkie należą do pestycydów, ba – bez ogródek są tak nazywane w cytowanym przeze mnie aneksie drugim (dla leniwych niedowiarków zrzut fragmentu poniżej).

To jak tam Moi Drodzy Ekowojownicy? Zielony listek z zielonych gwiazdek to znaczy, że bez pestycydów? Komisja Europejska mówi coś innego.

Kolejnym mitem jest to, że zwierzęta na farmach organicznych można karmić wyłącznie organiczną paszą i dodawać tylko organiczne dodatki, to bzdura, Artykuł 22 mówi wyraźnie:

“Non-organic feed materials of plant and animal origin may be used in organic production subject to the restrictions laid down in Article 43 and only if they are listed in Annex V and the restrictions laid down therein are complied with.”

Wspomniany aneks V zawiera całą listę standardowego konwencjonalnego pożywienia dla zwierząt.

Mamy też aneksy VI i VIII – warto wspomnieć, że zawarta w nich lista dozwolonych dodatków do organicznej żywności jest tak samo długa i tak samo chemiczna, jak pozostałe, są na niej: syntetyczne witaminy, bentonit (tak, ten bentonit), koloidalny krzem, sepiolit, guma guar, glicerol, pektyny, krzemionka, kwas solny itd. itd. oraz konserwanty takie jak kwas mrówkowy, kwas octowy, kwas cytrynowy – wszystkie są oznaczone ukochanymi przez Ekowojowników symbolami E:

Inne ciekawe substancje dopuszczone do użytku na farmach “organicznych” to środki czyszczące – takie jak kwas azotowy, wodorotlenek sodu, czy formaldehyd (aneks VII), którymi dezynfekuje się m.in. sprzęt używany do produkcji nabiału.

Jeśli po zapoznaniu się aneksem VII sielski obrazek krówek, które dają mleczko do drewnianych ceberków, jeszcze się nie rozpadł na tysiąc kawałków to…nie ma problemu, bo jest wspomniany przeze mnie aneks VIII

Dalej infografika nam mówi, że użytkowanie antybiotyków znacznie ograniczone, to bardzo odkrywcze, bo użytkowanie antybiotyków w ogóle, jest znacznie ograniczone w rolnictwie, by zapobiegać pomorom pogłowia i co za tym idzie stratom, np. jeśli chcesz ubezpieczyć swoje zwierzęta, to musisz m.in. dostarczyć dokumenty dotyczące stosowania antybiotyków, w gospodarstwie. Artykuł 23 dyrektywy:

“1. The use of chemically synthesised allopathic veterinary medicinal products or antibiotics for preventive treatment is prohibited, without prejudice to Article 24(3).
2. The use of substances to promote growth or production (including antibiotics, coccidiostatics and other artificial aids for growth promotion purposes) and the use of hormones or similar substances to control reproduction or for other purposes (e.g. induction or synchronisation of oestrus), is prohibited.”

To cudownie, ale co z tego, skoro używanie antybiotyków w ten sposób zostało zakazane dyrektywą unijną Regulation (EC) No 1831/2003 z 2006 roku (czyli dwa lata przed uchwaleniem dyrektywy “organicznej) i było dalej sukcesywnie zaostrzane, ostatnia dyrektywa w tej sprawie to REGULATION (EU) 2019/6.

Jedziemy dalej: nie można używać GMO, ano nie można. Znaczy to tyle, że nie wolno korzystać z najnowszych zdobyczy nauki, które są jedyną praktyczną nadzieją na zlikwidowanie głodu na świecie, umożliwiają produkcję wysokiej jakości żywności tanio, bardziej ekologicznie tylko dlatego, że banda nieuków nie je GMO “bo nie chcą jeść genów” i kupują sól wolną od GMO. To też materiał na osobną notkę, póki się ona nie ukaże, polecam zapoznać się z historią złotego ryżu, który miał zlikwidować problem niedoborów witaminy A w krajach Trzeciego Świata i ocalić życie i zdrowie ponad pół miliona dzieci rocznie, ale tak się nie stało z powodu głośnych zacofańców, w którym kluczową rolę odegrali ci, co tak lobbują za “organiczną” żywnością. Niestety nie jestem jeszcze gotowa na popełnienie notki o tym, gdyż za każdym razem, gdy się za to zabieram, gdyż potok ludzkiej chciwości, głupoty i ignorancji, w jaki muszę się zanurzyć, by to zrobić, przyprawia mnie o epizody depresyjne i kołatanie serca.

Wracając do tematu, w infografice mamy płodozmian, niestety niewiele udało mi się na ten temat odnaleźć w “organicznej” dyrektywie. Słowo rotacja występuje tam dwukrotnie i tylko w kontekście hodowli zwierząt. Płodozmian jest stosowany również w rolnictwie konwencjonalnym, profity płynące z niego są znane od dawna i jest on wprowadzany, jeśli nie z powodu miłości do Matki Ziemi, to z powodów ekonomicznych, gdyż odpowiednie jego wdrożenie daje duże oszczędności na środkach ochrony roślin, nawozach, minimalizowanie ryzyka związanego z nieurodzajem oraz zwiększenie plonów. Istnieją nawet specjalne firmy doradcze w tej dziedzinie.

Reasumując: nie ma żadnych dowodów na to, że żywność eko/bio/organic jakoś szczególnie różni się od żywności uprawianej konwencjonalnie, poza ceną, uprawy te są uprawiane przemysłowo jak każde inne. Tak naprawdę to tylko tanie chwyty marketingowe i pseudonauka, które są potrzebne, by przekonać Kowalskiego, by zamiast 15 zł/kg wydało 50 albo 100 zł/kg. Taka żywność, podobnie jak soczki z likopenem, nie wpłynie w żaden sposób na Wasze zdrowie, za to istotnie wpłynie na Wasze portfele. Sugerowałabym, żeby przy zakupie żywności kierować się smakiem, ceną oraz ogólnym zdrowym rozsądkiem, a nie listkami z zielonymi gwiazdkami.

EDIT (14.11.2019) Na koniec nie lada smaczek – magiczna alkaliczna woda – leczy wszystko poza wiarą w cuda, ale to już temat na osobną notkę:

Please follow and like us:

Facebook Comments

  1. 1 Odpowiedź to “Eko/bio/organic – czyli jak sprzedawać bardzo drogie pomidory.”

  2. Obecnie wszystko co nazwane “bio” i “eko” sprzedaje się dużo lepiej, jednak nie zawsze słusznie, a my, jako konsumenci, nadal za rzadko czytamy etykiety na produktach czy składy.

    Przez Aleksandra dnia 11 maj 2020

Opublikuj komentarz

Captcha Captcha Reload