Histologia…a ki diabeł…
05.03.2010 – 00:40Dla tych, co nie wiedzą, a wbrew pozorom spotykam takich wielu…histologia to nauka o tkankach, i nie ma absolutnie nic wspólnego z historią, no chyba, że mówimy o strasznych historiach o egzaminach z tegoż przedmiotu, opowiadanych na wydziałach medycznych i biologicznych, na całym zapewne świecie.
Ktoś pomyśli…eee tam nauka o tkankach, brzmi niewinnie, w końcu jaki koń (tkanka) jest, każdy widzi, otóż wśród studentów wyżej wymienionych wydziałów panuje opinia iż histologia to enfant terrible zrodzony z małżeństwa anatomii i biochemii (a przecież każda z nich, z osobna, sieje strach i zwątpienie wśród młodych umysłów).
Zdawałoby się, że nauczyciele tego pięknego przedmiotu i autorzy podręczników (wprowadzenie, czy tam zarys histologii…970 stron…) zakochani w swoim przedmiocie zdają się nie dostrzegać tych fobii studenckich…a jednak…
Dziś, siedząc sobie w bibliotece (i przygotowywując się na imprezę histologiczną – tzw. kolokwium zaliczeniowe – jaka mnie wkrótce czeka), sięgnęłam po taką oto książkę:
“Eeeh, Platyna, no naprawdę nie masz już o czym pisać.” Ale zaraz, zaraz…bo po otwarciu książki oczom mym ukazał się taki oto tekst:
Mmm…w powietrzu zaczął unosić się słodki zapach ironii…już nie wspominając o tym, że jeśli ktoś sięga po tę książkę to zapewne znajduje się w sytuacji, w której to czy jest załamany czy nie (a zapewne jest), nie ma żadnego znaczenia. ;-)
Jedną rzecz trzeba tej biednej histologii przyznać – że daje ona możliwość obejrzenia wielu ciekawych struktur:
Osteony i osteocyty:
To kojarzy mi się z “Gwieździstą nocą” Van Gogha:
Tarczyca:
Nerw obwodowy, przekrój podłużny i poprzeczny:
Przykłady moich dzieł, stworzonych na ćwiczeniach:
Język kota…kici…kici…
Dwunastnica:
Tym, którzy dotrwali do tego momentu, gratuluję i pozdrawiam! ;-)
Facebook Comments